Gość gość. Goście. Napisano Listopad 11, 2015. do mnie się odezwał po kilku miesiącach, tylko po to bo wiedział ze mi zależy i chciał to wykorzystać. Zaliczył mnie i znowu zapadł
Zły chłopiec. Źli chłopcy mają cechy charakteru, które od razu powinny Cię zmusić do ucieczki. Dzieje się jednak, w wielu przypadkach, zupełnie odwrotnie. Winne temu są przede wszystkim hormony, które Tobą ”sterują”. Biorąc pod uwagę wygląd, bo niegrzeczny jest raczej przystojny i dobrze zbudowany, masz zatem gwarancję
Milczenie nieintencjonalne mo ż e by ć w ywo ł ane zahamowaniami natu ry psyc hol ogi cznej : boj ę si ę , w sty dz ę it p. Do ść bl isk o z wi ą za ne z mil cze niem
To mówiący powinien podjąć decyzję, czym chce się z nami podzielić. To mówiący decyduje o tym, ile chce od nas empatii. Kolejnym kluczem do empatycznego słuchania jest otwartość. Otwartość na to, co słyszymy i to, co z tym się niesie. Na emocje: czasami płacz, czasami złość, a czasami śmiech.
Twoje milczenie mnie boli. Cierpię. Kiedy nic nie mówisz, odsuwasz się ode mnie. Nie chcę tego. Czuję się niekochana. Cisza narzuca dystans, który potem trudno skrócić. Po prostu może zabraknąć słów i gestów, które by zbliżyły męża i żonę do siebie, w sposób niewymuszony dla żadnej ze stron. Spontaniczny i miłosny.
1. Potrzebuje przestrzeni. Możliwe, że za bardzo na niego naciskałaś, pisałaś non stop i teraz on czuje się tym trochę przemęczony. Może potrzebuje trochę przestrzeni, czasu dla siebie i na przemyślenia, dlatego postanowił trochę pomilczeć. 2. Nie jest zainteresowany. Powód bolesny, ale niestety również możliwy.
. Mowa jest srebrem, milczenie złotem. Tak mówią. I często mają rację. Dobrze jest wiedzieć, kiedy mówić i co mówić. Czasami lepiej się po prostu nie odzywać. Niekoniecznie dlatego, że nie mamy nic mądrego do powiedzenia, ale dlatego, że rozpoczęcie dyskusji ściągnęłoby nas na dno…ludzkiej głupoty i zażenowania. Dlaczego kobieta milczy? Bo nie widzi sensu dyskusji Milczenie to coś więcej niż brak słów. To cisza, która następuje po serii rozmów, a czasami kłótni. Milczenie to rezygnacja, symboliczne odejście. To chwila, kiedy rozumiesz już całą sobą, że ze względu na szacunek do siebie, nie warto podejmować dyskusji. Nie ma sensu mówić, debatować, próbować z kimś się porozumieć. Warto chronić się ciszą. Bo skoro dyskusje są bezcelowe, to nie ma sensu ich podejmować. Po co się zniżać do poziomu głupoty, żenady, beznadziei? Milczenie to oderwanie się od tego, co nam nie służy. To brak komentarza dla sytuacji, które odbierają nam chęci do dyskusji. Bo i po co? Milczenie jest często mechanizmem obronnym. Dlaczego kobieta milczy? Bo daje Ci coś do zrozumienia Choć karanie ciszą jest głupim sposobem, to często decydujemy się właśnie na to. Strzelamy focha – my kobiety, i oni mężczyźni. Milczymy znacząco, krzycząc z całych sił w niemy sposób. To cisza niezmiernie wymowna, której znaczenie zobaczysz w mimice twarzy, mowie ciała, w gestach, prychnięciach, westchnięciach. Jest szalenie teatralna i nabuzowana. Wszak wcale nie chcemy milczeć. Aż się gotujemy, ale nie…nie odezwiemy się. Nie damy się sprowokować. Mimo to ta cisza daje nadzieję, że będzie dobrze. Całkiem inaczej niż w przypadku pierwszej, opisanej powyżej. Milczenie w związku niestety to w niczym nie pomaga, zazwyczaj nie rozwiązuje problemu. Chociaż czasami pomaga ochłonąć… Milczenie jako kara, tak zwane ciche dni, nie jest skuteczna, ale…stanowi wyraz bezradności. Bo czuje się źle traktowana Kobiety pragną szacunku, poczucia, że są doceniane. Chcą widzieć, że w jego oczach są jedyne w swoim rodzaju. To pociąga za sobą równość i partnerstwo w związku. Niestety wiele z nas czuje się oszukanych….i potwornie zmęczonych podwójną pracą, jaką musimy wykonywać. Kobiety milczą z gniewu, rozczarowania, rozpaczy, smutku. Milczymy, bo gdzieś zgubiłyśmy same siebie…i sens tego wszystkiego. Milczymy dla świętego spokoju, bo nie mamy już siły. Nie odzywamy się w związku, rodzinie, traktując tę formę działania, jako sposób na przetrwanie. Bo nie chce Cię skrzywdzić Czasami milczymy, bo troszczymy się o inne osoby. Udajemy, że pewnych rzeczy nie widzimy, nie komentujemy, nie chcemy się wtrącać, być nachalne. Milczenie jest wtedy wyrazem troski. Jednak trwać może ono tylko przez jakiś czas. Zbyt wiele miejsc przemilczanych, niepowiedzianych, zignorowanych rzadko zbliża. Przeciwnie stanowi w dłuższej perspektywie powód do niepokoju. W naprawdę bliskich relacjach kluczowa jest szczerość. Ta wymaga przekazanie niewygodnej prawdy. Nie zawsze jest to łatwe, ale konieczne. Milczeć można na wiele sposobów. Cisza w każdym wydaniu jest mniej lub bardziej wymowna…
Wszyscy to znamy: początek znajomości, kobieta rzuca powłóczyste spojrzenia, zalotnie zakręca włosy na palcu, kusi głębokim dekoltem, tajemniczo się uśmiecha. Jak gdyby mówiła: tak, bardzo chętnie dam się uwieść… Atmosfera gęstnieje, krew się burzy i nie można się po prostu doczekać, kiedy to w końcu ubrania wylądują na podłodze. A potem to już w ogóle najlepiej byłoby z łóżka nie wychodzić, bo zauroczona sobą para nie potrafi się od siebie nagle bum! Nie wiadomo dlaczego, tak znienacka, nie ma seksownych sukienek, trzepotania rzęsami i muskania po ramieniu, są za to wałki, bawełniane majtki i oddzielna kołdra. Kobiece usta przestały szeptać do ucha czułe słówka, teraz otwierają się wyłącznie po to, by oznajmić „nie kochanie, nie dzisiaj, boli mnie głowa”. Kolejnej nocy to samo. I tak mijają tygodnie, potem miesiące, wreszcie lata… Co się stało, że się odwidziało?Seks? To pułapkaStatystyki są przykre – w bardzo wielu związkach z długim stażem seks po pewnym czasie zyskuje status „obowiązku”. Niekoniecznie dla obojga partnerów, ale wiadomo, co to za frajda kochać się z przysłowiową kłodą. Za ten stan rzeczy zwyczajowo obwinia się kobiety, bo to przecież one wymigują się mitycznym bólem głowy, podczas gdy mężczyźni zawsze są gotowi do figli ze swoją nie do końca jest to prawdą, bo i mężczyznom zdarza się unikać seksu ze swoją stałą partnerką i stoją za tym przeróżne motywy, nie tylko fizyczna niemoc, ale chociażby znudzenie czy inna kochanka na się jednak utarło, że to kobiety lubią seks jakby mniej albo traktują go wyłącznie jako narzędzie. Do czego? Ano wchodzą w związki i kuszą seksem, bo pragną męża i dzieci. Chcą poprawić swój status materialny albo społeczny. Liczą na to, że zgrabnym tyłeczkiem zagwarantują sobie wygodniejsze życie. Partner nie pociąga seksualnie, ale czego się nie robi dla ochrony własnych interesów. Dlatego, gdy już kobieta swego dopnie, nie widzi powodu, by dalej bawić się w demona seksu. Zaczyna chorować na wieczną migrenę i o seksie przypomina sobie wtedy, gdy znowu czegoś prawda, że podobne motywacje nie są rzadkością, mówienie jednak, że kobiety idą do łóżka wyłącznie z wyrachowania to baaardzo grube nadużycie. Może i faceci w swojej masie myślą o seksie dużo częściej, ale większość kobiet niezwykle ceni sobie miłosne zbliżenia i raczej prowokuje, by do nich dochodziło, zamiast udawać złe samopoczucie. Więc skąd ten mit o bólu głowy?Cóż w tym przyjemnego?Nie ma się co łudzić, seks po iluś tam latach wspólnego życia nie będzie taki sam, jak na początku znajomości. Ale „inny” nie musi znaczyć „gorszy”. Co jednak ważne, nie da się podtrzymać dawnego ognia, jeśli obie strony się o to nie postarają. Nikt nie mówi, że kobiety nie mają tu niczego na sumieniu, niemniej jednak, panowie też nie grzeszą ciężką pracą na tym polu. Po jakimś czasie roku? To już nie jest ich ambicją. Wychodzą z założenia, że ich partnerki podniecają się dokładnie tak samo szybko jak oni. Albo w ogóle ich to nie interesuje, bo, mówiąc brutalnie, chcą sobie tylko ulżyć. Uwali się taki na biedną kobiecinę, posapie, podyszy, coś pościska, trzy minuty i po temacie. Zaraz po przewraca się na bok i nim żona zagai, że nie na tym polegają zdrowe relacje i jej się też jakiś orgazm należy, on już chrapie. Dziwić się, że kolejnym razem na jego propozycję nie do odrzucenia ona tylko niechętnie odwarknie?Kobietom nie przeszkadzają szybkie numerki, ale w granicach normy. Jeśli partner ogranicza grę wstępną do całusa na odczep się, coraz rzadziej udaje się mu zadrzeć żoniną koszulę. Ona udaje, że śpi, nie reaguje na zaczepki bądź odmawia, bo coś tam, coś tam. Ciężko podpalać się na myśl o wieczornym seksie, jeśli nie przynosi on żadnej satysfakcji. Pozostaje jedynie złość, że wylądowało się u boku kogoś, kto nie wie, jak zatroszczyć się o kobiece potrzeby. Lub dziwnym trafem nagle się te umiejętności nie zawsze jest złotemBrak łóżkowej satysfakcji to poważna sprawa, ale kobiety, zamiast spróbować jakoś to rozwiązać, wolą odgórnie oskarżyć siebie lub swojego kochanka. Moja wina, bo pewnie jestem oziębła, mam za wysokie wymagania, za mało daję z siebie, no generalnie coś ze mną nie tak. On winien, bo męska, szowinistyczna, egoistyczna świnia i tak rozwiązanie nierzadko jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wystarczy tylko o tym porozmawiać, ale to okazuje się być jakimś niewyobrażalnie trudnym zadaniem. Kobieta wie, w czym problem, tyle że prędzej wydłubie sobie oko niż przyzna facetowi, o czym skrycie marzy i co jej przeszkadza u drugiej strony. I ciężko stwierdzić, dlaczego w sumie te komunikaty nie chcą jej przejść przez gardło, boi się, że wyjdzie na jakąś opętaną seksem, wyuzdaną nimfomankę czy co?Na pewno spory udział w tym ma wciąż obecne przekonanie, że o „tych sprawach” nie wypada mówić otwarcie, zwłaszcza kobietom – przecież to nie są zwierzęta! Zresztą szwankująca komunikacja w związku to temat stary jak świat. To dość powszechne, że pary nie rozmawiają ze sobą o ważnych sprawach i ten nieudany seks to nie zawsze konsekwencja męskiego egoizmu. On zwyczajnie o tym nie wie bądź zapomniał, i trzeba mu jedynie spokojnie wyznać, co leży na wątrobie. Ale nie, kobiety często lubią żyć w ułudzie, że facet czegoś tam się domyśli. Otóż nie, nie domyśli się, zwłaszcza jeśli niczym Meryl Streep po mistrzowsku odgrywamy rolę pani domu, której nic a nic nie zaognić konfliktuBywa, że kobiety wymawiają się bólem głowy, ponieważ boją się upomnieć o swoje. Pamiętają o czułych pieszczotach małżonka x lat temu i nie mogą się nadziwić, że ten ogier tak spuścił z tonu. Może i napomkną między wierszami, że brakuje dawnej namiętności i takie tam, ale nie chcą drążyć głębiej, bo jeszcze wyjdzie na jaw jakaś nieprzyjemna prawda. Dobrze wiedzą, że podczas seksu świat się może zatrząść w posadach, jako że własnoręcznie nieraz dowiodły, że są w stanie szczytować, i to intensywnie jak cholera, nie ma zatem mowy o jakiejś wrodzonej oziębłości. To dlaczego we dwójkę kończy się to rozczarowaniem?Znowu, jedynym sensownym rozwiązaniem byłaby rozmowa, ale z której strony ugryźć tak trudne zagadnienie? Nie dość, że gadanie o seksie w wielu osobach budzi skrępowanie, to jeszcze jest ten strach, że facet się jak to, ona mu bezczelnie sugeruje, że on niedostatecznie męski i sprawny? Każdy wie, jak mężczyźni są na tym punkcie przewrażliwieni, lepiej nie drażnić lwa, może się to jakoś ułoży. Niestety, najczęściej samo z siebie nic się w tych kwestiach nie układa. Co dalej? Unikanie dialogu nie rozwiązuje kłopotów w sypialni, a skoro to taka mordęga, najprościej będzie tego niefajnego obowiązku odmawiać. A to głowa, a to brzuch, a to miesiączka, a to stres, ciągle się unikanie wszelkiej czułości, żeby przypadkiem nie prowokować. Każdy milszy gest ze strony męża będzie traktowany z nieufnością, bo pewnie się łasi licząc na seks. A gdy on da w końcu za wygraną, wcale nie jest lepiej, bo od razu rodzą się podejrzenia, że ma inną. W zasadzie co się nie stanie, będzie źle. Problem ciągle narasta, bo brak udanego seksu prędzej czy później położy się cieniem także na życiu poza-sypialnianym. Ona będzie sfrustrowana, on tak pisane proząSą też i inne, bardzo przyziemne wytłumaczenia. Może i głowa nie boli, ale wykręt typu „jestem zmęczona” jest jak najbardziej prawdziwy. Kiedy człowiek ma za sobą kilkanaście godzin ciężkiej harówki w pracy i w domu, późnym wieczorem marzy jedynie o tym, by przytulić się do podusi i zasnąć snem sprawiedliwego. Żadne tam harce, na to po prostu naprawdę nie ma sił. I ochoty również, bo jak mąż jest podobnie wyczerpany, też raczej nie będzie przez godzinę bawił się w tajskiego masażystę, lecz od razu przystąpi do rzeczy, a owa rzecz się dokona w mgnieniu oka. Nie warto, serio, zawsze to kilka minut dodatkowego to nie przypadek, że niechęć do seksu niepokojąco często towarzyszy powiększeniu się rodziny. Dzieci to wielki obowiązek, na nic czasu nie starcza, ledwo można ustać na nogach, a jak w dodatku mąż niezbyt się kwapi do pomocy żonie, tym większe ryzyko, że ona powie „nie”. Nawet gdyby przebiegło jej przez myśl, że seks byłby świetnym sposobem na odprężenie, to odmówi, bo skoro wszystko jest na jej głowie, to niech on się wypcha, do miodku się nie dostanie. Kobiety rzadko kiedy potrafią zapomnieć w sypialni o urazach sprzed kilku godzin, zwłaszcza gdy niedomyślny mężulek nie okazuje żadnej skruchy. Facet oczywiście tego nie pojmuje, zamiast okazać czułość i jakoś załagodzić konflikt podsyca go własnymi pretensjami i tym samym małżeńska sypialnia zamienia się w królestwo fochów. No to raczej nie jest atmosfera do miłosnych jest i druga strona medalu. Po urodzeniu dzieci kobietom zdarza się tak zatracić w roli matki, że sugestie odnośnie seksu traktuje ona jako wysoce niestosowne. No czyś ty oszalał? Nie jesteśmy już napalonymi nastolatkami, weź się ogarnij człowieku, teraz trzeba się zajmować potomstwem, a nie bawić w kamasutrę. Kobieta po prostu czuje, że oto spełniła swój życiowy obowiązek, dalej trudzić się nie musi. Dzieci to numer jeden, potem pupilkami stają się wnuki, cała reszta schodzi na dalszy to już nawet nie partner, ale „ojciec moich dzieci”, ewentualnie „ mój stary”, w zależności od stopnia ubytku czułości. Po latach, może, przypomni się jej, że we dwójkę da się robić ciekawsze rzeczy niż przycinanie krzaczków na działce, jednak jemu po drodze również mogło się odwidzieć i teraz to on będzie się wykręcał się bólem głowy czy inną równie tajemniczą na to za brzydka„Nie chcę się kochać” nie musi oznaczać „nie mam ochoty”. Za tym może kryć się zwykłe „wstydzę się”. Seks znaczy rozebrać się, obnażyć swoje niedoskonałości, a niezadowolenie ze swojego wyglądu to dla masy kobiet chleb powszedni. Na początku dało się o tym zapomnieć, bo on wpatrzony jak w obrazek, rąk nie mógł oderwać, jednak dzisiaj jakaś dziwna w nim rezerwa. Gorzej, nie ma też dnia, by swoim zachowaniem nie dał do zrozumienia, że inne kobiety, ależ owszem, niesamowicie go pociągają. A to facet mimochodem zachwyci się piersiami Christiny Hendricks, a to wyszczerzy się zachwycony do ładnej hostessy w markecie, a to rozbłysną mu oczy na widok modelek w bieliźnie. I na dobitkę – ojej, fuj!, tak wykrzyknie widząc panią z cellulitem albo grubymi nogami. A jego biedna partnerka, stojąc przed lustrem dostrzega, jak daleko jej do Adriany Limy. Naprawdę, wystarczy drobiazg, by poczucie własnej atrakcyjności schowało się gdzieś w kącie i do głosu doszły stare, dobre kompleksy. Podjudzone przez niczego nieświadomego choćby on w momencie wygłaszania tych uwag nie miał na myśli „moja stara to paskudne próchno”, ona właśnie tak się poczuje. A skoro jej biust trochę obwisły, na brzuchu fałdka i jakiś żylak chyba robi się na łydce, to jak się tu rozebrać i zgrywać przedmiot pożądania? No jak? Kobieta się blokuje, odmownie kręci głową, nawet słysząc zapewnienia, jaka to jest piękna i że aż się chce ją zjeść. Nie ma mowy, to tylko słowa pocieszenia, bo on chce seksu, a w trakcie pewnie będzie sobie wyobrażał te seksbomby z kolorowych pisemek. Niedoczekanie!A odwrotnie? Też się zdarza. Mężczyźni notorycznie narzekają, jak to ich kobiety nie biegają po domu w szpilkach, nie czeszą się jak na galę Oscarów i nie noszą koszulek-kusicielek, ale to działa w obie strony – jeśli facet, na bakier z higieną osobistą, ubrany w poplamione dresy, rozwala się na kanapie i nie krępuje się wydawać odgłosów fizjologicznych, trudno oczekiwać, że jego partnerka będzie z podnieceniem czekać, aż położy się z tym kimś do i marchewkaJest i to najbardziej nieprzyjemne oblicze „bólu głowy”. Seks staje się walutą. Kartą przetargową. Taka kobieta ma swoją seksualną strategię – on zrobi, co każę, będzie zabawa, zbuntuje się, natrafi na pas cnoty. Baba się uprze na coś i nie ma bata, dopóki facet tego nie zrobi, ból głowy będzie się nasilał. Przyznać trzeba, to taktyka wyjątkowo skuteczna, bo mało co działa na faceta równie mocno, jak przymusowa wyprowadzka na kanapę. No, przynajmniej do czasu, aż ów nie zacznie szukać nagród u każdym bądź razie, odmowa seksu jest nauczką na przyszłość – będziesz fikał, zostanie ci porno w internecie. A że nie każdy jest w stanie ot tak poderwać inną, kara działa. I jak kobieta zobaczy, że egzekwowanie swoich „praw” jest takie proste, następnym razem sięgnie po sprawdzoną metodę. Wychowa sobie męża przez sypialnię, jeśli oczywiście on da się tak podejście do seksu jest złe samo w sobie, ale najgorsze jest to, że kobieta często wcale nie mówi, za co ta kara. Facet się wkurza, tym razem słusznie, bo skoro zbiera cięgi, to ma prawo chociaż wiedzieć za co, w końcu jak ma się poprawić, jeśli nie wie, w czym rzecz? Ale tak łatwo nie ma. Kombinuj chłopie. Może chodziło o tę kłótnię z 2011 roku? Kupiłem nie ten jogurcik co trzeba? Nie zauważyłem nowej kiecki? Nieistotne, dopóki się nie domyśli (a zwykle się nie domyśli), kobieta ma władzę. I się nią seksualnej zemsty może być też bardzo poważny, na przykład zdrada. Tyle że zdradę, czy jakąkolwiek inną podłość, albo się wybacza i się do niej nie wraca albo po prostu mówi się sobie „do widzenia” i zaczyna życie na nowo. Karcenie brakiem seksu w nieskończoność, bo on kiedyś zrobił coś łajdackiego, jest bez sensu. Nawet czort z nim, niech się drań męczy, ale dlaczego odmawiać sobie przyjemności jedynie po to, by komuś dopiec po raz setny? Chyba szkoda życia na takie mszczenie się łaskę paniJeśli jednak mężczyzna uważa odmowę seksu za szczyt podłości w domowej sypialni, nie może mylić się bardziej. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi, seks na wyciągnięcie ręki potrafi być jeszcze gorszy. Jakim cudem? Że brak seksu może rozwalić każdy związek, to wie każdy. Więc co bardziej zapobiegliwe panie nigdy nie odmawiają, lecz godzą się na łóżkowe igraszki w imię wyższych celów. Znaczy – żeby on nie daje im to żadnej frajdy, po prostu zamykają oczy, udają że im dobrze, nawet sfingują orgazm, byle jak najszybciej się to skończyło. To wersja optymistyczna. W wariancie pesymistycznym partnerka robi z siebie ofiarę. Owszem, zrobi wszystko, co mąż sobie zażyczy, ale z taką miną, że aż dziw, iż jemu nic nie oklapło. Cierpiętniczo, dając do zrozumienia, jak to ona się strasznie poświęca. W rolę męczennicy wchodzi czasami tak bardzo, że nawet jak partner zaproponuje coś specjalnie dla niej, unosi się dziwnym honorem: nie, nie potrzebuję tego. Jak gdyby celowo tym brakiem swojej przyjemności chciała go ukarać, zrobić to efekt głupiej złośliwości, bo długie związki zawsze mają jakiś trudny okres, a raczej nikt nie będzie sobie robił pod górkę bez powodu. Czy to niesatysfakcjonujący seks dla świętego spokoju, czy to dwuletni ból głowy, za tym niechybnie coś złego się kryje. Wina nie musi się rozkładać po równo, ale rzadko jest tak, że jedna ze stron nie ma sobie absolutnie nic do zarzucenia. Szczera rozmowa rozjaśniłaby sytuację, sęk w tym, iż „na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy”. Dlaczego więc nie być tą mądrzejszą i nie wziąć sprawy w swoje ręce? Co by nie mówić, działa się wtedy także we własnym interesie.
Home Książki Literatura piękna Milczenie Kiedy krzywdy nie da się opisać, zapada milczenie. Malwina ma trzynaście lat i pozornie zwyczajne życie. Jej ojciec, dyrektor szkoły, to surowy i apodyktyczny mężczyzna. Matka cierpi na migreny i ciągłe zmiany nastroju. Kiedy babcia dziewczyny umiera na raka, Malwina ma się zająć dziadkiem. Jest ulubienicą starszego pana, ale nikt nie wie, że pod uczuciem do wnuczki kryje się coś więcej. Czy Malwina będzie umiała przełamać strach i wstyd, wykrzyczeć prawdę, która ją dusi? "Milczenie" w delikatny i rozważny sposób podejmuje jeden z najtrudniejszych tematów, z jakim musi zmierzyć się człowiek – wykorzystywania seksualnego w rodzinie. "Milczenie" to kolejna po "Niewdzięcznej pamięci" i "Dziecku z chmur" nowość w serii Zbliżenia, opowiadającej o ludziach, którzy dzień po dniu mierzą się z wyzwaniami współczesnego świata. Prezentowane książki, zarówno powieści, jak i autobiograficzne relacje, dotyczą powszechnych problemów, z jakimi może się zetknąć każdy z nas. Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Podobne książki Oceny Średnia ocen 6,6 / 10 361 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Powiązane treści
Wycofanie emocjonalne po rozstaniu z partnerem to naturalna reakcja. Zakończenie bliskiej relacji z drugą osobą nie jest łatwe. A cierpienie psychiczne, jakie się z tym wiąże ma naprawdę niszczący wpływ na nasz rzeczywistości wycofanie emocjonalne bardzo przypomina to, co robią osoby uzależnione. Jest to rodzaj neurochemicznego chaosu, z którego nie jest łatwo znaleźć każdy człowiek przeżywa wycofanie emocjonalne. Nastolatki dowiadują się, co to znaczy, kiedy przechodzą pierwsze rozstanie, ból rozłąki lub rozczarowanie z powodu też odczuwają ból po rozstaniu, gdy życie nagle staje się bezcelowe. Dzieje się to, kiedy dochodzi do rozstania, gdy miłość wygasa, kiedy ktoś oszukuje. Lub nawet gdy pewnego dnia uświadamiamy sobie, że musimy zakończyć relację, która nie ma przyszłości lub która jest dla nas zbyt bolesna.„Kiedy odpuszczam to, kim jestem, staję się tym, kim jestem w stanie być. Kiedy odpuszczam to, co mam, otrzymuję to, czego potrzebuję”. -Lao Tzu-Odpuszczenie, kiedy wciąż kogoś kochamy, boli. Musimy przywyknąć do nieobecnościntej osoby i zaakceptować, że to koniec. Innymi słowy, musimy na nowo zbudować nasze życie, ale tym razem bez tej to większość z nas nie jest przygotowana. Mimo tego robimy to i czerpiemy z tego wewnętrzną prawdziwy problem pojawia się, gdy zamiast zacząć pisać kolejny rozdział wpadamy w obsesyjną spiralę, błędne koło. Gdy ogarnia nas miłość niemożliwa, a my potrzebujemy kontaktu, błagamy o uwagę, płaczemy przez długi zauważyć, że jest to pewien rodzaj zależności. Osoba, która cierpi przez miłość niemożliwą i wpada w wycofanie emocjonalne staje się całkowicie podatna na ekstremalne emocjonalne – kiedy nie potrafisz powiedzieć „żegnaj”Minęło 7 miesięcy od kiedy Paula zostawiła 30-letniego Carlosa. Poznali się w liceum, gdy mieli 16 lat. Poszli razem do college’u, a później wspólnie prowadzili mały lata były ciężkie, z mnóstwem długów, nieudanych kontraktów i depresją Pauli z powodu wstrzymanego projektu. Wszystko to wpłynęło na ich że Carlos nalegał, by iść naprzód, ona go opuściła. Wyraźnie i szczerze wyjaśniła mu, dlaczego nie widzi dla nich drugiej szansy. W ten sposób zakończył się ich nawet mimo jej wyjaśnień Carlos wciąż próbuje się z nią skontaktować. Codziennie patrzy na jej media społecznościowe i myśli, jak nawiązać z nią ma nie tylko obsesję na punkcie powrotu do związku. Do dzisiaj nie może pracować ani nic robić. Jego wycofanie emocjonalne jest tak intensywne, że zamieniło go w jego własny cień. Stał się zależny od uczucia, utknął w niekończącym się cyklu lęku i przeanalizujmy więcej cech typowych dla osoby, która przeżywa wycofanie cech definiujących wycofanie emocjonalneZanim przejdziemy dalej, chcemy zaznaczyć, że ogólnie rzecz biorąc, każdy, kto kończy związek może przeżywać wycofanie emocjonalne. Ale to tylko jedna ze składowych bólu po poniższą charakterystykę, mamy nadzieję zmotywować osoby, które przeżywają wycofanie emocjonalne do korzystania z inteligentnych, użytecznych strategii konfrontacji z tym stanem. Wykorzystujmy rozmaite zasoby, aby wyprostować naszą ścieżkę i stopniowo wrócić do porządku dziennego. Wycofanie emocjonalne to psychologiczny stan stagnacji i ciągłe cierpienie, co jest charakterystyczne dla osób o niskiej samoocenie. Często dotyczy także osób, które wykształciły duże uzależnienie emocjonalne od partnera. Inną cechą charakteryzującą wycofanie emocjonalne jest przekonanie, że związek się nie zakończył. Osoba porzucona stanowcze zaprzecza rozstaniu. Niepokój i obsesyjne zachowanie to kolejna cecha. Obserwuje się wielkie trudności w utrzymaniu „zerowego kontaktu”. Zawsze znajdzie się pretekst, aby zadzwonić albo „przypadkiem wpaść” na tę drugą osobę. Równie istotne jest to, że osoby zależne nie są w stanie poradzić sobie z bólem emocjonalnym. Nie potrafią przetworzyć bólu. Czują się sparaliżowane i reagują na cierpienie, szukając kolejnych szans. Wreszcie, nie można zapomnieć o wszystkich złożonych, intensywnych i wyczerpujących objawach, które wyraźnie wpływają na zdrowie tej osoby. Jest to bezsenność, utrata apetytu, problemy z koncentracją, brak zainteresowania życiem, depresja… Jak przezwyciężyć wycofanie emocjonalne?Carlos, zrozpaczony facet z naszego wcześniejszego przykładu, przejawia wszystkie psychologiczne i behawioralne objawy definiujące wycofanie emocjonalne. Jest przykładem osoby, która szczególnie potrzebuje pomocy profesjonalisty i odpowiedniego rodzaju terapii nie zasługuje na to, by trwać w takim bezbronnym stanie. Nikt nie powinien przestać kochać siebie do tego stopnia, aby utknąć w egzystencjalnym braku znaczenia i silnie niszczącym stanie emocjonalnego niezależnie od tego, czy jesteśmy na takim samym etapie jak Carlos, czy też jesteśmy w trakcie radzenia sobie z rozstaniem, dobrze byłoby zastanowić się nad kilkoma strategiami. Są to podstawowe rzeczy, o których zawsze powinniśmy pamiętać. Wycofanie emocjonalne o ograniczonej intensywności i długości jest całkowicie normalne. Ale musimy założyć, że to minie. To stan, który powinien przejść i ewoluować w stan bardziej zrównoważony, scentralizowany i stabilny. Musimy zaakceptować nasze negatywne emocje, takie jak: smutek, żal, ból. Wszystkie te emocje powinny prędzej czy później minąć i przejść w stan akceptacji i zwycięstwa. Brak kontaktu z tą drugą osobą ma w tych przypadkach zasadnicze znaczenie. Absolutnie nie należy mieć byłego partnera jako znajomego w mediach społecznościowych ani w innych kontaktach. To pierwszy krok do rozpoczęcia nowego etapu w życiu. Zerwanie kontaktu zapobiegnie wpadnięciu w niewłaściwe rodzaje dynamiki. Warto wprowadzić zmiany w naszym życiu. Coś tak prostego jak nawiązywanie nowych znajomości lub szukanie nowych zainteresowań będzie bardzo pomocne. W ten sposób możemy „uwolnić umysł” i przerwać obsesję. Przechodząc przez ten proces, nie zapominajmy o kilku ważnych aspektach. Istotne jest zachowanie poczucia własnej wartości, godności, a także swoich wartości i celów. Nigdy nie powinniśmy postrzegać rozstania jako końca tego lepiej uważać go za koniec rozdziału i niezbędny etap dający początek czemuś, co z pewnością będzie dla nas dobre. Nowa, silniejsza i jeszcze piękniejsza wersja nas samych.„W miłości nie chodzi o posiadanie, ale o dawanie wolności”. –Rabindranath Tagore–To może Cię zainteresować ...
Kiedyś, kiedy słuchałem występujących w mediach polityków i pozwalałem „głęboko przejętym” ludzkimi tragediami dziennikarzom na władanie moim czasem i emocjami, doszedłem do wniosku, że tak. Że ta przysłowiowa mądrość jest jednym z najcenniejszych przykazań. Jako, że byłem w tym przekonaniu dosyć osamotniony, a cała gadająca z różnych ekranów i głośników rzeczywistość uważała zgoła inaczej, moja wiara została wystawiona na ciężką próbę. Próbę przeszedłem wówczas w swoim odczuciu zwycięsko – przewaga złota nad srebrem została potwierdzona, a ja wyłączyłem ze swojego życia większość gadających głów, jako że innego sposobu porozumienia między nami nie znalazłem. Czas jednak płynął dalej i ponownie przyszła pora na weryfikację nabytych przeświadczeń. Tym razem – zdradzę to już na wstępie - nie było tak łatwo i okazało się, że złota zasada nie może być stosowana bezkrytycznie. Czyż nie jest bowiem tak, że rozmowa sama w sobie postrzegana jest w naszym męskim świecie jako coś z trochę nie naszej bajki ? Owszem, umiemy i potrafimy rozmawiać, dyskutować, zwłaszcza zaprzęgając do boju racjonalizm, logikę i przy pomocy słów realizując postawione sobie zadania. Potrafimy naprawdę porywająco przemawiać. Jednak sama rozmowa jest dla nas jedynie narzędziem. Trafiłem niedawno na zabawne ujęcie różnicy, która w tym temacie pojawia się pomiędzy mężczyznami i kobietami. Została ona określona w ten sposób, że kobieta może przerwać rozmowę w dowolnym momencie i nie będzie z tego powodu specjalnie zestresowana. Dzieje się tak dlatego, że owa rozmowa nie miała tak naprawdę celu, do którego zmierzała. Była celem sama w sobie. To rozmowa była główną wartością, a nie wyrażane w niej treści. A najważniejsze były wyrażane w tym czasie przeżycia i emocje. W naszym, męskim świecie jest trochę, żeby nie powiedzieć całkiem, inaczej. Jeśli rozmowa już w ogóle ma miejsce, musi być „po coś” – musi mieć swój cel i sens. W związku z tym jeśli ktoś ją przerwie, cel nie zostanie osiągnięty, a rozmowa może zostać spisana na straty. Cele rozmowy mogą być różne - mogą dotyczyć planów, osiągnięć, wykonywanych zajęć, sposobów na radzenie sobie z różnymi zagadnieniami. Ogromnie kusząca jest tematyka zgłębiania zasad działania wszystkiego - od pułapki na myszy zaczynając, a na pochodzeniu i organizacji Wszechświata kończąc. O wyższości systemów Canona nad Nikonem i odwrotnie możemy przegadać całe wieki. Wszystkie te tematy mają jednak jeden, wspólny mianownik – z reguły nie dotyczą naszych osobistych problemów, wątpliwości, kłopotów, nie dotyczą emocji i tego co naprawdę przeżywamy. Dodam jeszcze, że chodzi o trudne i nieprzyjemne emocje, ponieważ radością z osiągniętych sukcesów zazwyczaj jesteśmy się w stanie podzielić. Choć i to nie zawsze. Dlaczego mężczyzna milczy Powszechnie znane są opinie tłumaczące męską wstrzemięźliwość komunikacyjną różnymi sposobami funkcjonowania kobiet i mężczyzn, utrwalonymi na drodze ewolucji. Mam na myśli fakt, że mężczyźni setki tysięcy lat doskonaląc się w polowaniu i walkach nie mogli stać się jednocześnie gadułami, natomiast kobiety odpowiadając za opiekę nad dziećmi i dbając o rodzinną wspólnotę, musiały wyspecjalizować się w dziedzinie okazywania emocji oraz komunikacji. Trudno się z takim ujęciem tematu nie zgodzić, chciałbym jednak to wyjaśnienie uszczegółowić. Dlaczego mężczyzna milczy? W moim odczuciu kluczowym czynnikiem ograniczającym intensywność komunikacji jest obawa przed okazaniem słabości. Każdy z nas, dokładnie każdy z nas, od bezdomnego z bulwaru przy Dworcu Centralnym w Warszawie poczynając, a na papieżu kończąc, ma swoje głęboko skrywane problemy, słabości i trudności, z którymi zmaga się nieraz przez całe życie. Z niektórych w ogóle nie zdajemy sobie sprawy, ponieważ są tak zagrażające i trudne, że bezpieczniejsze okazuje się ich całkowite wyparcie, niż zmierzenie się z nimi w jakiejkolwiek formie. A każde przyznanie się do trudności, to słabość, której przecież nie wolno okazywać. Dlaczego? Ponieważ zgodnie z wcześniejszym wyjaśnieniem, ewolucyjnie i kulturowo jesteśmy uwarunkowani na ciągłą rywalizację, która taką otwartość wyklucza. W genach mamy zakodowany obowiązek wojowania o zdobycie, a następnie zabezpieczenie swojej rodziny. To „wojowanie” ma dzisiaj oczywiście różne wymiary, ale jego znaczenie dla mężczyzny ciągle pozostaje podobne. Jest to poczucie odpowiedzialności, które nakazuje w każdej niemal sytuacji sprawdzać się i realizować założone cele, co z definicji niesie ze sobą element rywalizacji. Zatem drugiemu mężczyźnie nie powiemy o tym, co nas boli, bo może wykorzystać to przeciwko nam, prawda? Może kobiecie? Pewnie dosyć chętnie wysłucha - co, jeśli nas później z tego powodu ośmieszy? A nie lubimy, aby ktoś się z nas śmiał, bardzo przecież nie lubimy. Zbyt jesteśmy ważni i poważni, aby do takiej sytuacji dopuścić. W związku z tym najbezpieczniejszym wyjściem wydaje się przetrzymać trudny moment w samotnym kącie, później ścisnąć pasem to co boli, aby ból nie rozchodził się zbyt szeroko i ruszyć dalej. Jeśli mimo wszystko nie daje się takiej sytuacji wytrzymać, istnieją jeszcze inne sposoby – możemy ból, strach czy smutek zagłuszyć. Możemy pójść w tango – w nowy związek, weekendową balangę, czy każde jedno uzależnienie. No bo jakoś z tym trudnym do wytrzymania stanem, który chowamy w środku musimy sobie poradzić. Inaczej trzeba byłoby zwariować. Czy takie zachowanie może dziwić ? Jak dla mnie, jest w sumie racjonalne. Zatem sprawa wygląda tak, że kiedy jest radośnie, jesteśmy w stanie rozmawiać - na wszelkie neutralne tematy, ewentualnie te związane z roztrząsaniem naszych sukcesów. Jeśli jednak trzeba byłoby mówić o sprawach dla nas trudnych, bezpieczniej jest zamilknąć. A ponieważ trudnych spraw jest całkiem sporo, gdzieś tam dochodzimy do owych siedmiu tysięcy słów dziennie (w porównaniu z kobiecą dwudziestką). Ten ewolucyjny mechanizm jest dodatkowo wzmacniany ciągle funkcjonującym społecznym przekazem, że mężczyźnie okazywać uczuć po prostu nie przystoi. Zapomnij o płaczu i użalaniu się. Mężczyzna ma być twardy i milczący – któż z nas choć czasami nie chciał być Clintem Eastwoodem, który większość kwestii komunikacyjnych załatwiał lekkim drgnięciem któregoś z mięśni twarzy lub wszystko mówiącym spojrzeniem ? Nieco sobie w tym momencie dworuję, ale nie do końca. Nie chcę dezawuować twardości Clinta i pewnego kawałka męskości, którą swoim stylem, w być może nieco przejaskrawiony sposób, symbolizuje. Tylko nie oznacza to, że mężczyzna musi być taki przez cały czas. A w szczególności przez całe życie. Albowiem tak się nie da i o ile jest czas na twardość i ukrycie swoich przeżyć za grymasem twarzy, powinien być również czas na odreagowanie, ponieważ żaden układ nie może na dłuższą metę zdrowo funkcjonować bez utrzymania choćby względnej równowagi. Tłumienie emocji powoli nas zabija Być może wszystkiego w tej materii nigdy nie zmienimy. Pewnie nie ma też takiej konieczności. Tak było i jest, że w tym akurat kawałku mamy bardziej pod górkę niż kobiety – więcej się siłujemy, więcej się stresujemy i krócej żyjemy. O ile jednak wspomniane wcześniej historyczne uwarunkowania cały czas mają na nas podobny wpływ, już jako czysty bonus obecnych czasów pojawiły się nowe okoliczności, dodatkowo działające na naszą niekorzyść. Mam na myśli totalną atomizację naszego społeczeństwa, w ramach obowiązujących trendów rozwoju społeczeństwa Zachodu. Ja już nawet nie mówię o lokalnych społecznościach, o „plemionach”, które kiedyś prowadziły zewnętrzne wojny, ale wewnętrznie były bezpieczną przystanią, jedną wielką rodziną, która była w stanie zrozumieć, wesprzeć i pomóc. Czasami nawet bez słów. Obecnie nie ma wielopokoleniowych rodzin, nie ma życzliwej „starszyzny”, u której można było znaleźć potrzebne w życiu wsparcie, nie ma „rabina”, do którego można było pójść po radę i się wyżalić, nie ma zachowanej ciągłości naszej męskiej tożsamości w postaci pozostających ze sobą w kontakcie synów, ojców i dziadków. Za cenę wygody i atrakcji wynikających z otoczenia się kolorowymi urządzeniami, skazaliśmy się na straszliwą samotność. To różni obecne czasy od całej historii ludzkości, a przecież niekorzystne zmiany cały czas postępują! Jest zatem tak, że choć realia i szczegóły techniczne się zmieniły, nasze męskie, ewolucyjne uwarunkowania, stres i jego konsekwencje wynikające z ciągłej gotowości do wykonywania zadań i brania na siebie odpowiedzialności, ciągle są w naszym życiu obecne. Różnica jest tylko taka, że zniknęła możliwość odreagowania, podzielenia się ważnymi, intymnymi wrażeniami, uzyskania wsparcia i porady. Zostaliśmy sami. Również z tymi najbardziej destrukcyjnymi emocjami - strachem, żalem, smutkiem, obawą, że sobie w życiu nie poradzimy. Tłumienie emocji nie może się dobrze zakończyć. Odkładane i niewyrażone prowadzą do różnych wariantów jednego z dwóch możliwych zakończeń – implozji albo eksplozji. Implozja, to zapadnięcie się i destrukcja jakiegoś naszego organu lub w większej skali całego organizmu. Stłumione emocje oddziałują na ciało, zaczynamy chorować. W skrajnym przypadku umieramy, choć bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest po prostu niespełnione i nieszczęśliwe na głębszym poziomie życie. W scenariuszu eksplozji zgromadzone emocje znajdują ujście na zasadzie przekłutego balonika, czyli wybuchają w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy kropla przepełnia czarę goryczy i nasza reakcja ma się nijak do jej bezpośredniej przyczyny. Ale to nie emocje z tej ostatniej sytuacji są wówczas wyrażane tylko cały ich zgromadzony zapas. W ten sposób jesteśmy na prostej drodze do czynienia destrukcji w swoim otoczeniu, co ma oczywisty wpływ również na nasze życie. Jedynym racjonalnym rozwiązaniem pozostaje na bieżąco dawać możliwość ujścia emocjom. Tak, jak często robią to kobiety – rozmawiając i dzieląc się tym co przeżywają. A to jest dla nas ciągle terra incognita. Przyjaźń męsko-męska jest niezbędna jak powietrze Drugi, kluczowy według mnie powód, dla którego milczenie mężczyzny jest złym rozwiązaniem, wiąże się z potrzebą nawiązywania i utrzymywania kontaktów pomiędzy nami, mężczyznami. Przyjaźni męsko-męskiej. Zdrowych, bezpiecznych relacji, w których atmosferze możemy choć na jakiś czas ściągnąć i odłożyć na bok zbroję i maskę noszone na co dzień. Jak twierdzi wielu badaczy i znawców zagadnienia męskości, dla ogromnej większości z nas, jedną z największych życiowych bolączek jest ciągłe kwestionowanie tego, czy jesteśmy wystarczająco dobrzy. Czy wystarczająco dobrze robimy to, co robimy. Czy jesteśmy wystarczająco męscy. Potwierdzenie dające nam świadomość własnej tożsamości, pewność i siłę w działaniu, teoretycznie powinniśmy otrzymać od własnych ojców. Wiemy jednak, że nie jest to prosta sprawa, ponieważ w dzisiejszych czasach ojców często po prostu nie ma. Zostajemy zatem bez potwierdzenia własnej męskości i kompletności, a potwierdzenie takie możemy otrzymać jedynie od innych mężczyzn. Błędem jest poszukiwanie go u (kolejnych) kobiet, od własnej matki poczynając. Jeśli zabrakło na to miejsca w czasach naszej młodości, możemy jeszcze próbować „potwierdzić się” w dorosłym życiu. Wymaga to otwartości i świadomości posiadania rany, którą trzeba zaleczyć, ale przede wszystkim niezbędni są inni mężczyźni, na dodatek tacy, z którymi możemy czuć się na tyle bezpiecznie, aby ujawnić swoje głęboko skrywane wątpliwości. Muszą to być mężczyźni, którzy etap rywalizacji i stroszenia piór mają już za sobą. Jak takich znaleźć ? Nie jest to sprawa prosta, ale też nie niemożliwa. W procesie tym przydatna, żeby nie powiedzieć niezbędna, staje się umiejętność rozmawiania i wyrażania swoich uczuć i emocji. Normalny związek, normalna rozmowa o uczuciach Jest jeszcze jeden arcyważny powód, dla którego warto uczyć się rozmawiać. Rozmawiać na tak abstrakcyjne dla nas tematy jak uczucia i emocje. Staje się to absolutnie konieczne, jeśli chcemy dogadać się z kobietami. Kiedyś, kiedy nasza pozycja była dominująca i w związkach mieliśmy pozycję pozwalającą z definicji decydować o być lub nie być całej rodziny, a w szczególności swojej partnerki, taki szczegół jak wzajemne dogadywanie można było pominąć. Inne czynniki zapewniały związkom trwałość, choć z ich jakością zapewne bywało różnie. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej i wiele wskazuje na to, że stare już se ne wrati. Kobiety wywalczyły sobie niezależność i domagają się od nas partnerskiego traktowania. A partnerem nie ma jak zarządzać – zamiast tego, trzeba z nim rozmawiać. I to na dodatek rozmawiać wspólnym językiem. Czyli zaczynają się schody, bo jak już wiadomo, rozmawianie językiem kobiet, czyli językiem uczuć i emocji proste nie jest. Rzecz jasna nie jest tak, że całkowita odpowiedzialność za wypracowanie możliwości porozumienia ponosimy jedynie my, mężczyźni. Tak sobie myślę, że pragnące dobrego związku kobiety mają podobny orzech do zgryzienia, aby ze swojej strony uczyć się z nami komunikować. Wszystkiego jednak za nas nie załatwią. Jeśli zatem autentycznie zależy nam na związkach z kobietami, trzeba brać się za bary z problemem jakim jest rozmowa o sobie, o swoich prawdziwych przeżyciach i emocjach. Również tych trudnych, bo takie zawsze istnieją i ułudą jest zaklinanie rzeczywistości, aby temu zaprzeczyć. Do powyższego, trzeciego powodu zaliczam również znaczenie naszych zdolności komunikowania emocji w wychowaniu dzieci. Bywa niekiedy tak, że nawet fizycznie przebywając wśród bliskich, możemy być wyłączeni emocjonalnie z kontaktu. Właśnie wtedy, gdy zamkniemy się w świecie własnych przeżyć nie ujawniając go i tym samym nie dając do niego dostępu naszej rodzinie. Tego typu postawa może być odebrana przez dziecko jako szczególne okrucieństwo polegające na tym, że ojciec jest obecny i mógłby być „blisko” w sensie bliskości emocjonalnej, czyli z uważnością na wzajemne przeżycia, z dawaniem sobie wzajemnie czasu, zrozumienia, empatii, jednak nie robi tego z jakiegoś ważnego powodu. Najprostszym dla dziecka wytłumaczeniem takiej sytuacji jest uznanie, że ono samo nie zasługuje na uwagę i rozmowę ze swoim ojcem. Skutki utrwalenia takiego doznania są niezwykle destrukcyjne i pozostają już na całe życie. Z takiej interpretacji dziecko zazwyczaj nie zdaje sobie sprawy, co nie zmienia faktu, że przekłada się ona na jego późniejsze zachowania i relację ze światem. Jeszcze słowo o psychoterapii Cóż – mam świadomość, że niniejszy akapit może zostać potraktowany autopromocyjnie, ponieważ chcę wspomnieć o psychoterapii. Trudno mi jednak o tym nie napisać, ponieważ wciąż wiele jest w naszym społeczeństwie mitów otaczających psychoterapię, a z drugiej strony tak mocno wiąże się ona z omawianym tematem. Psychoterapia, od strony opisywanych w artykule zagadnień, to nic innego jak narzędzie do nauki kontaktowania się ze swoimi emocjami, uczuciami, rozpoznawania ich, nazywania i wyrażania. Jest to szansa na to, aby zamiast gromadzić w sobie pokłady niewyrażonych emocji, nauczyć się radzić z nimi na bieżąco, dając sobie tym samym przestrzeń i swobodę przeżywania rzeczywistości bez zbędnego bólu i obciążeń. Wracając zatem do postawionego w tytule pytania, czy milczenie mężczyzny jest złotem, odpowiadam tym razem: nie – jeśli miałaby to być jedyna życiowa postawa. Czasy zmieniły się na tyle, że bycie tylko Clintem Eastwoodem jest w konsekwencji zabójcze. Umiejętność szczerej rozmowy o uczuciach jest w dzisiejszych czasach nam, mężczyznom niezbędna. Rzecz jasna wówczas gdy chodzi o relacje z osobami, na kontakcie z którymi autentycznie nam zależy. We wszystkich innych okolicznościach sprawa pozostaje otwarta. Ja sam, w dalszym ciągu staram się nie zapominać, że mowa może być srebrem, a milczenie złotem. Jacek Czerwieniec Artykuł ukazał się w serwisie Wejdź na FORUM! ❯
czy milczenie boli faceta